Najnowsze wpisy, strona 2


wrz 20 2007 Nerwosolki
Komentarze: 2

Poddenerwowanie. Idzie przez miasto fala poddenerwowania. Wszyscy chodzą, jak podrażnione kijem mrówki.

Zrywam jarzębinę. W parku. Dziecko koło mnie.

FACET Z PIWEM: No i co pan robi?

JA: A co? Nie wolno?
FACET Z PIWEM: Jarzębinę pan sikorkom zrywa. Nie będą miały co jeść.

JA: Myśli pan, że ja dla przyjemności? Pani w przedszkolu kazała.

FACET Z PIWEM: To z ziemi niech pan pozbiera.

JA: Na ziemi leżą cztery.

Dziecko uderza kijem w pień drzewa.

JA (do dziecka): Zbieraj jarzębinę z ziemi! Co ci mówiłem?!

Dziecko nadal uderza kijem w pień drzewa. Pies na smyczy szarpie mi rękę.

FACET Z PIWEM: I pozwala pan dziecku drzewo niszczyć?

JA: Akurat się naniszczy.

FACET Z PIWEM popija piwo i się przypatruje.

FACET Z PIWEM: Następnym razem, jak pani będzie kazała, niech pan przyjdzie z toporkiem i zetnie to drzewko.

JA (czuję, jak krew mnie zalewa, ale próbuję się opanować): Pan nie chodził do przedszkola? Nie zbierał pan jarzębiny?
FACET Z PIWEM: Mówię, niech pan przyjdzie z toporkiem.

JA (czuję jak krew mnie zalewa coraz bardziej): A pan wie, że w parku nie wolno pić piwa? Mam zadzwonić po straż miejską?

FACET Z PIWEM: Niech pan dzwoni!

JA (wyciągam telefon, ale oczywiście nie mam bladego pojęcia, jaki jest numer do straży miejskiej): Pan mi uwagę zwraca, a pan jaki przykład dziecku daje?

FACET Z PIWEM: Przecież ja nic złego nie robię. Piwo sobie piję.

JA: A ja robię coś złego? Co pan się czepia?

FACET Z PIWEM: Przez pana sikorki nie będą miały co jeść.

JA: Człowieku! Stoisz tu i się czepiasz! Idź sobie pić do domu!!!

FACET Z PIWEM: Spierdalaj!

JA (rzucam jarzębinę i ruszam na niego): I jeszcze mi tu klniesz? Przy dziecku?

FACET Z PIWEM (odkłada piwo): No co? No chodź!

Dziecko odsuwa się wystraszone. Szarpię psa, który wali kupę.JA: I co? Będziemy się bić o sikorki?Przytomnieję. Przepraszam go, on mnie też cicho przeprasza i apiat zaczyna o sikorkach, oddalając się. Zbieram jarzębinę i też się oddalam.W domu wita mnie pretensjami żona.
klemens-1 : :
wrz 19 2007 Życzenia się spełniają
Komentarze: 3

Spełniają się. Naprawdę. Chyba prawie zawsze. Tylko mało komu udaje się w porę rozpoznać, że to to. Że już. Że się właśnie spelniło. Największe z życzeń.

Mariuszowi życzono, żeby spełniły się jego największe marzenia. Niedługo później Mariusza dopadła paskudna choroba. Wskutek powikłań stracił wzrok, potem słuch. Zamknięty w swoim pokoju, z którego bał się wychodzić, stał się kimś wyjątkowym. Otaczali go sami mili i życzliwi ludzie. Uczył się dotyku. Nie ruszał się. Bał się. I to trwało lata. Pewnego dnia zabrano go do Warszawy na ważną operację. Został mu założony aparat słuchowy, wszczepiony z tyłu głowy. Niewyraźnie, cicho i dziwnie, z trudem rozróżniając głosy, ale zaczął słyszeć. Spełniło się jego największe marzenie.

Pani Basi życzono szczęścia. Dostała raka. Za późno poszła do lekarza i rak rozlał się w niej, jak kawa na stole z przewróconego przez mojego synka kubka. Lekarze nawet nie chcieli operować. Wróżono rychłą śmierć. Pani Basia zakończyła wszystkie ziemskie interesy, uciułany majątek przekazała dzieciom, pogodziła się z Bogiem i czekała. I nic. Każdy dzień był jak prezent. Opowiadała, i to, wierzcie mi, tak, że łzy stawały w oczach (ale takie dobre łzy, z radości, ze wzruszenia), jak chodzi po ścieżce koło domu, jak ogląda listki, niebo, drzewa, jak chłonie powietrze, wiatr, czasem sobie zatańczy przed lustrem i jest szczęśliwa. - Może pan nie uwierzy, ale ja nigdy nie rozumiałam, co to jest szczęście, do dziś, do teraz – mówiła w ostatnich swoich dniach przed śmiercią.

Teresie życzono większych pieniędzy. Wyjechała do Włoch, na służbę. Kolejny rok pracuje tam, jako służąca. Zarabia kilkakrotnie więcej niż zarabiała w Polsce. Przyjeżdża do domu raz na kilka miesięcy i zaraz jedzie z powrotem. Trójka dzieci wychowuje się bez niej. W tym roku po raz pierwszy spędzili świata sami, z tatą.

Panu Kaziowi życzono, żeby nie miał już żadnych problemów. Leży w grobie.

klemens-1 : :
wrz 17 2007 Piosenka dla niezdecydowanych
Komentarze: 2

A jednak jeśli nie grasz, to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz, upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Każdy z nas jakąś rolę tu ma,

każdy tu kogoś gra.

Raz ci wyjdzie dobrze, raz źle,

raz ci się uda, raz nie.

Dzisiaj nadajesz ton,

a jutro bije ci dzwon.

A jednak jeśli nie grasz,

to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz,

upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Maskę włóż, żeby zachować twarz,

graj, by prawdziwym być.

Szansę masz, jeśli o wszystko grasz,

jak w miejscu chcesz stać, musisz iść.

A jeśli nie boisz się, zapamiętają cię.

A jednak jeśli nie grasz,

to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz,

upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

klemens-1 : :
wrz 17 2007 tak mogłoby się zaczynać
Komentarze: 3
Ciemna noc. Pokój autora. Komputer. Przed komputerem – autor. Stuka w biurko. Męczy się. Nic nie pisze. Wychodzi z pokoju. Najazd na monitor. Pusta kartka i migający kursor. Za oknem szczeka pies. Przez okno widać, jak jeże przechodzą przez ulicę.
klemens-1 : :
wrz 16 2007 Dziura
Komentarze: 2

Dziura już przygotowana. Robotnicy majstrują przy otwartym grobie. Przekopują ziemię, żeby łatwo dało się potem przysypać.

 

Młodszy syn dowiedział się o śmierci matki dzisiaj rano, kiedy przyjechał do domu po tygodniu pracy. Z sąsiadami żyje tak sobie. A jednak przekazali wiadomość otrzymaną wczoraj, telefonicznie. Najął się w Irlandii do murarki. Odpocząć przyjechał. A tu ani się nie wykąpał, ani nic. Od razu wiadomość.

 

O 11.00 wystawienie zwłok w kaplicy przedpogrzebowej przy szpitalu. Zakład pogrzebowy uwinął się raz dwa. W czwartek śmierć, w sobotę pogrzeb, nie ma co czekać, aż się trup zacznie rozkładać, potem trzeba by twarz białą chusteczką przykrywać. Najgorzej z zawiadomieniem rodziny, bo rozrzucona po całej Polsce, nie do każdego ma się telefon, niektórych od lat się nie widziało, niektórych zna się tylko ze słyszenia. O I. wiadomo, że mieszkała gdzieś pod Łomżą. Znalazł się w szufladzie jakiś telefon do jakiegoś sąsiada. Włączyła się sekretarka. Zostawili wiadomość o pogrzebie.

 

Tylko matka utrzymywała jako taki kontakt ze wszystkimi.

 

W szpitalu – akcja protestacyjna. Transparenty i ogłoszenia strajkowe są z nudów czytane przez wszystkich oczekujących w holu. Chorzy w szlafrokach palą papierosy. Można skorzystać z ubikacji, bo potem, jak zacznie się ceremonia już nie będzie kiedy. Ubrani w zwyczajowo raczej czarne lub przynajmniej ciemne stroje przyjezdni błądzą po szpitalu, szukając toalet. Przy okazji jeszcze drożdżówkę, kanapkę, bo, jak się zacznie pogrzeb, nikt nie będzie jadł.

 

Csza, nieboszczka pośrodku. Kiczowate, elektryczne świece - po jednej i po drugiej stronie otwartej trumny. A z trumny wyłażą białe jęzory falbanów. Naprzeciw trumny – długa, heblowana ławka. Maleńka babcia otulona chustą siedzi naprzeciw trumny. Niezależnie od okazji – zawsze trzy pocałunki – dwa w policzki, jeden delikatny w usta – z każdym, kto wchodzi, kto z rodziny. Najstarsza córka poprawia wieniec ze sztucznych kwiatów z dużym napisem – „od zięcia, córki i wnuków”.

Przyjechał starszy syn z daleka, z żoną – obydwoje od dawna renciści – krążenie, serce, te sprawy. Na stacji benzynowej jeszcze wypili kawę z automatu i zjedli po ciastku. Szepty ciche:

-         Męczyła się?

-         Nie, na szczęście umarła nieświadoma, nieprzytomna.

- Od nagłej i niespodziewanej śmierci chroń nas Panie Boże! - mruczy maleńka babcia, patrząc na nas z nagłą pobłażliwością.

- Jutro obiad - szepcze ciotka. - Mama wszystko przygotowała na niedzielę. Nawet zabaweczki dla dzieci kupiła.

klemens-1 : :