wrz 16 2007

Dziura


Komentarze: 2

Dziura już przygotowana. Robotnicy majstrują przy otwartym grobie. Przekopują ziemię, żeby łatwo dało się potem przysypać.

 

Młodszy syn dowiedział się o śmierci matki dzisiaj rano, kiedy przyjechał do domu po tygodniu pracy. Z sąsiadami żyje tak sobie. A jednak przekazali wiadomość otrzymaną wczoraj, telefonicznie. Najął się w Irlandii do murarki. Odpocząć przyjechał. A tu ani się nie wykąpał, ani nic. Od razu wiadomość.

 

O 11.00 wystawienie zwłok w kaplicy przedpogrzebowej przy szpitalu. Zakład pogrzebowy uwinął się raz dwa. W czwartek śmierć, w sobotę pogrzeb, nie ma co czekać, aż się trup zacznie rozkładać, potem trzeba by twarz białą chusteczką przykrywać. Najgorzej z zawiadomieniem rodziny, bo rozrzucona po całej Polsce, nie do każdego ma się telefon, niektórych od lat się nie widziało, niektórych zna się tylko ze słyszenia. O I. wiadomo, że mieszkała gdzieś pod Łomżą. Znalazł się w szufladzie jakiś telefon do jakiegoś sąsiada. Włączyła się sekretarka. Zostawili wiadomość o pogrzebie.

 

Tylko matka utrzymywała jako taki kontakt ze wszystkimi.

 

W szpitalu – akcja protestacyjna. Transparenty i ogłoszenia strajkowe są z nudów czytane przez wszystkich oczekujących w holu. Chorzy w szlafrokach palą papierosy. Można skorzystać z ubikacji, bo potem, jak zacznie się ceremonia już nie będzie kiedy. Ubrani w zwyczajowo raczej czarne lub przynajmniej ciemne stroje przyjezdni błądzą po szpitalu, szukając toalet. Przy okazji jeszcze drożdżówkę, kanapkę, bo, jak się zacznie pogrzeb, nikt nie będzie jadł.

 

Csza, nieboszczka pośrodku. Kiczowate, elektryczne świece - po jednej i po drugiej stronie otwartej trumny. A z trumny wyłażą białe jęzory falbanów. Naprzeciw trumny – długa, heblowana ławka. Maleńka babcia otulona chustą siedzi naprzeciw trumny. Niezależnie od okazji – zawsze trzy pocałunki – dwa w policzki, jeden delikatny w usta – z każdym, kto wchodzi, kto z rodziny. Najstarsza córka poprawia wieniec ze sztucznych kwiatów z dużym napisem – „od zięcia, córki i wnuków”.

Przyjechał starszy syn z daleka, z żoną – obydwoje od dawna renciści – krążenie, serce, te sprawy. Na stacji benzynowej jeszcze wypili kawę z automatu i zjedli po ciastku. Szepty ciche:

-         Męczyła się?

-         Nie, na szczęście umarła nieświadoma, nieprzytomna.

- Od nagłej i niespodziewanej śmierci chroń nas Panie Boże! - mruczy maleńka babcia, patrząc na nas z nagłą pobłażliwością.

- Jutro obiad - szepcze ciotka. - Mama wszystko przygotowała na niedzielę. Nawet zabaweczki dla dzieci kupiła.

klemens-1 : :
16 września 2007, 10:25
Bardzo rzetelnie oddałeś klimat. Wszystkie pogrzeby są takie same. Trudno się żywym godnie zmierzyć ze śmiercią.
16 września 2007, 01:17
Nie lubię pogrzebów.

Dodaj komentarz