Komentarze: 0
Obudziłem się z bólem głowy po nocnych rozmowach o polityce do trzeciej nad ranem.
Siedząc w ubikacji, jeszcze nie całkiem rozbudzony, poczułem nagle potworną, ssącą, żarłoczną chcicę na życie. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się, żeby to przyszło z taką intensywnością. Takie wielkie, do zachłyśnięcia się pragnienie, żeby to się nie urwało, żeby nie ominęły mnie te wszystkie, kolejne rześkie, czy deszczowe poranki. Żeby nie działy się beze mnie te wszystkie nocne rozmowy.
- Przecież nic ci nie grozi. Nic nie jest. To tylko sen taki nieotrząśnięty do końca - myślałem sobie do siebie, wychodząc z psem na ten wiecznie niedoceniony świat.