Komentarze: 0
TERESKA: Mniej teraz wychodzę. Lubię siedzieć w domu.
JA: To co robisz?
TERESKA: Wstaję, umyję się, posprzątam, przygotuję obiad. Pooglądam telewizję, jakaś krzyżówka, poczytam coś i tak to mija.
TERESKA: Mniej teraz wychodzę. Lubię siedzieć w domu.
JA: To co robisz?
TERESKA: Wstaję, umyję się, posprzątam, przygotuję obiad. Pooglądam telewizję, jakaś krzyżówka, poczytam coś i tak to mija.
Pani profesor Fikus organizuje kawiarenki naukowe. Ludzie przychodzą, siadają przy stolikach, dostają za darmo kawę, ciasteczko. O kawiarni za to jutro napiszą w gazecie. Odbywa się wykład, potem dyskusja. Cyklicznie.
- A wie pani? My też się tak spotkamy. Tylko że w pubie. Umawiamy się zawsze, kto przygotuje coś na następny raz.
- Naprawdę! Wie pan, że tak to się właśnie odbywa na Zachodzie! Ja to zmieniłam na kawiarenki. Na Zachodzie ludzie spotykają się w pubach i dyskutują o filozofii, o sztuce, o nauce, o polityce!
Jarek: Przed Rewolucją Francuską ludzie spotykali się w knajpach i gadali o filozofii i polityce. Dyskutowali.
Pani profesor: Ja mogę do was przyjechać, tylko mi zwróćcie za podróż. Bez honorarium.
Mój pies spotkał na ulicy jednego ze swoich synów, których spłodził był przed półroczem. Zainteresował się umiarkowanie, podszedł, obwąchał, stracił zainteresowanie.
Rousseau ma pięcioro dzieci i każde, po kolei, oddaje do domu dla podrzutków.
Miłość ojca do dzieci nie jest naturalna. Nie jest pierwotna. Jest nabyta wraz z kulturą, w której wyrastamy.
Jest zdaje się jakiś wyjątek w jakimś gatunku ptaków, gdzie ojciec zajmuje się pisklętami do momentu, dopóki nie wylecą z gniazda (na tym wszelkie zainteresowanie się kończy). Wyjątek potwierdza regułę. W naturze ojcostwo nie istnieje. Jest nienaturalne.
Dynamicznie rosnąca liczba dzieci bez ojców i samotnych matek, jaką obserwujemy w tzw. świecie zachodnim jest więc powrotem do stanu naturalnego.
Sztuczność jako wartość. Jestem ojcem wbrew naturze, przeciw niej.
---
Ewa opowiadała mi o zgwałconym jugosłowiańskim feminizmie. Do czasów wojny bałkańskiej w Jugosławii bujnie rozkwitał ten kobiecy wyzwoleńczy ruch. Konferencje, manifestacje, prawa. Dubrownik stawał się ważnym miejscem światowego feminizmu.
Wszystko to zostało zmiecione kompletnie podczas wojny. Powrót naturalnej siły, która w pogardzie ma całą tę kulturalną sztuczność.
Ma miejsce swoista zemsta na feminizmie - mówi Ewa. Wszystkie strony konfliktu masowo i systematycznie gwałcą kobiety wroga. Po obu stronach frontu istnieją obozy, w których gromadzi się te kobiety i regularnie, za przyzwoleniem i zachętą dowództwa, gwałci się je. Gwałcenie kobiet, jako broń biologiczna.
Potem to jest problem, po 1995 r. kiedy ci faceci i te kobiety wracają do pracy, do domów, do swoich zajęć. Jest problem, co zrobić z dziećmi.
Od czasu wojny feminizm na Bałkanach nie istnieje. Ocalałe feministki emigrowały na Zachód.
Feminizm, jak ojcostwo, jest przeciw naturze.
Noc z piątku na sobotę, około godz. 2.00. Starówka. Jest zimno. Wieje zimny wiatr.
Na ulicy stoją:
R, młody wzięty muzyk
T, muzyk w średnim wieku, z wydatnym brzuszkiem
ANONIMOWY ALKOHOLIK
JA (wychodząc z knajpy): O! Cześć chłopaki!
R: Nie mijaj nas! (wręcza mi zimne piwo)
JA: Powinienem pójść.
T: Nie widzieliśmy tyle czasu. Postój chwilę!
Stoję.
JA: Ostatnio słuchałem twojej płyty w samochodzie.
T.: Której?
JA: Tej zielonej.
T: Potem nagrałem jeszcze trzy.
JA: Acha, nie wiedziałem.
T: Posłuchaj sobie ostatniej.
JA: Dobrze.
R wdał się w dyskusję z ANONIMOWYM ALKOHOLIKIEM.
JA: Co teraz robisz? Z czego żyjesz?
T: Spełniam swoje marzenie życiowe.
JA: Znaczy grasz.
T: Nie stary, ty nie wiesz, o czym ja zawsze marzyłem.
JA: To o czym zawsze marzyłeś?
T: Zawsze marzyłem o tym, żeby być kierowcą TIRa.
JA śmieję się wesoło: Uważaj, bo jeszcze zostaniesz!
T: Zostałem.
JA: Jasne. TIRem jeździsz.
T: Jeżdżę.
JA: Jasne.
T: Jeżdżę TIRem.
R (przerywa rozmowę z ANONIMOWYM ALKOHOLIKIEM): Stary, co ty pierdolisz?
T: Nie pierdolę. Jeżdżę TIRem.
R: Napierdalasz się.
T: Nie napierdalam się. Po prostu jeżdżę TIRem. Zawsze marzyłem o tym, żeby jeździć TIRem i jeżdżę TIRem.
R: Kurwa, stary! Co ty mi tu, kurwa, pierdolisz? Cztery godziny gadamy o muzyce, a ty mi teraz mówisz, że ty kierowcą TIRa jesteś?
T: Jeżdżę TIRem po Europie.
JA: Jaka marka?
T: Volvo. Zielone.
R: Ja pierdolę! Tak nie można, stary! Albo grasz, albo się zajmujesz czym innym, stary! Co ty w ogóle pierdolisz?
T: Posłuchaj, ja mam 40 lat. Mam za sobą dwa rozbite związki, dwójkę dzieci bez ojca. Jestem w trzecim związku. Z nieswoimi dziećmi. Ty masz 26 lat, jesteś wziętym muzykiem. Wszyscy chcą z tobą grać. I dobrze ci płacą.
R: Stary! Co ty pierdolisz? Przecież tu, kurwa, nie chodzi w ogóle o kasę! Coltrane, kurwa, miał 54 lata i, kurwa, jadł suche bułki. Co ty pierdolisz?
T: Jak miałem tyle lat, co ty, też tak mówiłem.
R: Co ty mi pierdolisz o wieku?! Ostatnio grałem z... (tu pada znane nazwisko) i on mnie traktował, jak zioma, stary! Wiek nie ma żadnego znaczenia! Co ty pierdolisz!? Jak ty możesz grać i TIRem jeździć?! Przecież muzyce musisz się oddać cały. Ja, kurwa, do domu przychodzę, siadam w kiblu i rzeźbię. A ty, kurwa, tracisz czas w tych ciężarówkach, na tych, kurwa, autostradach, parkingach z, kurwa, grillami. te zagrzybione dziwki.
T: Przepraszam, zagrzybionych dziwek nie używam.
JA: Ja się właśnie jednemu nie mogę nadziwić w przypadku TIRowców. Że oni się łakomią na te panie.
T: Obaj myślicie steretypami. (do mnie) A tobie się szczególnie dziwię.
R: Jakie stereotypy, stary? Tracisz, kurwa, czas! Mówisz, nagrywamy płytę! Proszę bardzo! Umawiamy się na płytę! Ale, kurwa, ty nie masz czasu, bo TIRem kurwa zapierdalasz do jakiejś kurwa Bułgarii!
JA: Mi się wydaje, że to otępia, taka praca. Tyle godzin w kabinie.
T: Ja sobie komponuję w tym czasie.
R: Jasne! Zatrzymujesz ciężarówkę i sobie przegrywasz te nutki.
T: Tak.
R: Jasne!
T: Słuchaj! Jeśli ja bym na muzyce zarabiał tyle, co na jeżdżeniu TIRów, to bym TIRem nie jeździł.
R: No i tu, kurwa, twój fałsz wychodzi! Kasa! Tylko kasa!
T: Ty ją masz i nie wiesz, co to znaczy, nie mieć.
R: Ja nie wiem?! Co ty pierdolisz? Ja nie wiem?
T (do mnie) Ty napisz to wszystko! To ciekawe jest.
JA: Ciekawe, ciekawe. Takie spotkanie starego wygi i młodego napaleńca.
ANONIMOWY ALKOHOLIK (ugodowo): Dobra panowie! Usiądźmy!
Powoli oddalam się w stronę domu, myśląc sobie rózne rzeczy.
Poddenerwowanie. Idzie przez miasto fala poddenerwowania. Wszyscy chodzą, jak podrażnione kijem mrówki.
Zrywam jarzębinę. W parku. Dziecko koło mnie.
FACET Z PIWEM: No i co pan robi?
JA: A co? Nie wolno?
FACET Z PIWEM: Jarzębinę pan sikorkom zrywa. Nie będą miały co jeść.
JA: Myśli pan, że ja dla przyjemności? Pani w przedszkolu kazała.
FACET Z PIWEM: To z ziemi niech pan pozbiera.
JA: Na ziemi leżą cztery.
Dziecko uderza kijem w pień drzewa.
JA (do dziecka): Zbieraj jarzębinę z ziemi! Co ci mówiłem?!
Dziecko nadal uderza kijem w pień drzewa. Pies na smyczy szarpie mi rękę.
FACET Z PIWEM: I pozwala pan dziecku drzewo niszczyć?
JA: Akurat się naniszczy.
FACET Z PIWEM popija piwo i się przypatruje.
FACET Z PIWEM: Następnym razem, jak pani będzie kazała, niech pan przyjdzie z toporkiem i zetnie to drzewko.
JA (czuję, jak krew mnie zalewa, ale próbuję się opanować): Pan nie chodził do przedszkola? Nie zbierał pan jarzębiny?
FACET Z PIWEM: Mówię, niech pan przyjdzie z toporkiem.
JA (czuję jak krew mnie zalewa coraz bardziej): A pan wie, że w parku nie wolno pić piwa? Mam zadzwonić po straż miejską?
FACET Z PIWEM: Niech pan dzwoni!
JA (wyciągam telefon, ale oczywiście nie mam bladego pojęcia, jaki jest numer do straży miejskiej): Pan mi uwagę zwraca, a pan jaki przykład dziecku daje?
FACET Z PIWEM: Przecież ja nic złego nie robię. Piwo sobie piję.
JA: A ja robię coś złego? Co pan się czepia?
FACET Z PIWEM: Przez pana sikorki nie będą miały co jeść.
JA: Człowieku! Stoisz tu i się czepiasz! Idź sobie pić do domu!!!
FACET Z PIWEM: Spierdalaj!
JA (rzucam jarzębinę i ruszam na niego): I jeszcze mi tu klniesz? Przy dziecku?
FACET Z PIWEM (odkłada piwo): No co? No chodź!
Dziecko odsuwa się wystraszone. Szarpię psa, który wali kupę.JA: I co? Będziemy się bić o sikorki?Przytomnieję. Przepraszam go, on mnie też cicho przeprasza i apiat zaczyna o sikorkach, oddalając się. Zbieram jarzębinę i też się oddalam.W domu wita mnie pretensjami żona.