Komentarze: 3
Spełniają się. Naprawdę. Chyba prawie zawsze. Tylko mało komu udaje się w porę rozpoznać, że to to. Że już. Że się właśnie spelniło. Największe z życzeń.
Mariuszowi życzono, żeby spełniły się jego największe marzenia. Niedługo później Mariusza dopadła paskudna choroba. Wskutek powikłań stracił wzrok, potem słuch. Zamknięty w swoim pokoju, z którego bał się wychodzić, stał się kimś wyjątkowym. Otaczali go sami mili i życzliwi ludzie. Uczył się dotyku. Nie ruszał się. Bał się. I to trwało lata. Pewnego dnia zabrano go do Warszawy na ważną operację. Został mu założony aparat słuchowy, wszczepiony z tyłu głowy. Niewyraźnie, cicho i dziwnie, z trudem rozróżniając głosy, ale zaczął słyszeć. Spełniło się jego największe marzenie.
Pani Basi życzono szczęścia. Dostała raka. Za późno poszła do lekarza i rak rozlał się w niej, jak kawa na stole z przewróconego przez mojego synka kubka. Lekarze nawet nie chcieli operować. Wróżono rychłą śmierć. Pani Basia zakończyła wszystkie ziemskie interesy, uciułany majątek przekazała dzieciom, pogodziła się z Bogiem i czekała. I nic. Każdy dzień był jak prezent. Opowiadała, i to, wierzcie mi, tak, że łzy stawały w oczach (ale takie dobre łzy, z radości, ze wzruszenia), jak chodzi po ścieżce koło domu, jak ogląda listki, niebo, drzewa, jak chłonie powietrze, wiatr, czasem sobie zatańczy przed lustrem i jest szczęśliwa. - Może pan nie uwierzy, ale ja nigdy nie rozumiałam, co to jest szczęście, do dziś, do teraz – mówiła w ostatnich swoich dniach przed śmiercią.
Teresie życzono większych pieniędzy. Wyjechała do Włoch, na służbę. Kolejny rok pracuje tam, jako służąca. Zarabia kilkakrotnie więcej niż zarabiała w Polsce. Przyjeżdża do domu raz na kilka miesięcy i zaraz jedzie z powrotem. Trójka dzieci wychowuje się bez niej. W tym roku po raz pierwszy spędzili świata sami, z tatą.
Panu Kaziowi życzono, żeby nie miał już żadnych problemów. Leży w grobie.