Archiwum wrzesień 2007, strona 1


wrz 19 2007 Życzenia się spełniają
Komentarze: 3

Spełniają się. Naprawdę. Chyba prawie zawsze. Tylko mało komu udaje się w porę rozpoznać, że to to. Że już. Że się właśnie spelniło. Największe z życzeń.

Mariuszowi życzono, żeby spełniły się jego największe marzenia. Niedługo później Mariusza dopadła paskudna choroba. Wskutek powikłań stracił wzrok, potem słuch. Zamknięty w swoim pokoju, z którego bał się wychodzić, stał się kimś wyjątkowym. Otaczali go sami mili i życzliwi ludzie. Uczył się dotyku. Nie ruszał się. Bał się. I to trwało lata. Pewnego dnia zabrano go do Warszawy na ważną operację. Został mu założony aparat słuchowy, wszczepiony z tyłu głowy. Niewyraźnie, cicho i dziwnie, z trudem rozróżniając głosy, ale zaczął słyszeć. Spełniło się jego największe marzenie.

Pani Basi życzono szczęścia. Dostała raka. Za późno poszła do lekarza i rak rozlał się w niej, jak kawa na stole z przewróconego przez mojego synka kubka. Lekarze nawet nie chcieli operować. Wróżono rychłą śmierć. Pani Basia zakończyła wszystkie ziemskie interesy, uciułany majątek przekazała dzieciom, pogodziła się z Bogiem i czekała. I nic. Każdy dzień był jak prezent. Opowiadała, i to, wierzcie mi, tak, że łzy stawały w oczach (ale takie dobre łzy, z radości, ze wzruszenia), jak chodzi po ścieżce koło domu, jak ogląda listki, niebo, drzewa, jak chłonie powietrze, wiatr, czasem sobie zatańczy przed lustrem i jest szczęśliwa. - Może pan nie uwierzy, ale ja nigdy nie rozumiałam, co to jest szczęście, do dziś, do teraz – mówiła w ostatnich swoich dniach przed śmiercią.

Teresie życzono większych pieniędzy. Wyjechała do Włoch, na służbę. Kolejny rok pracuje tam, jako służąca. Zarabia kilkakrotnie więcej niż zarabiała w Polsce. Przyjeżdża do domu raz na kilka miesięcy i zaraz jedzie z powrotem. Trójka dzieci wychowuje się bez niej. W tym roku po raz pierwszy spędzili świata sami, z tatą.

Panu Kaziowi życzono, żeby nie miał już żadnych problemów. Leży w grobie.

klemens-1 : :
wrz 17 2007 Piosenka dla niezdecydowanych
Komentarze: 2

A jednak jeśli nie grasz, to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz, upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Każdy z nas jakąś rolę tu ma,

każdy tu kogoś gra.

Raz ci wyjdzie dobrze, raz źle,

raz ci się uda, raz nie.

Dzisiaj nadajesz ton,

a jutro bije ci dzwon.

A jednak jeśli nie grasz,

to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz,

upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

Maskę włóż, żeby zachować twarz,

graj, by prawdziwym być.

Szansę masz, jeśli o wszystko grasz,

jak w miejscu chcesz stać, musisz iść.

A jeśli nie boisz się, zapamiętają cię.

A jednak jeśli nie grasz,

to przegrasz na bank.

Gdy się boisz, jak wypadniesz,

upadniesz i tak.

Jak chcesz wygrać, wyjdź na ring!

klemens-1 : :
wrz 17 2007 tak mogłoby się zaczynać
Komentarze: 3
Ciemna noc. Pokój autora. Komputer. Przed komputerem – autor. Stuka w biurko. Męczy się. Nic nie pisze. Wychodzi z pokoju. Najazd na monitor. Pusta kartka i migający kursor. Za oknem szczeka pies. Przez okno widać, jak jeże przechodzą przez ulicę.
klemens-1 : :
wrz 16 2007 Dziura
Komentarze: 2

Dziura już przygotowana. Robotnicy majstrują przy otwartym grobie. Przekopują ziemię, żeby łatwo dało się potem przysypać.

 

Młodszy syn dowiedział się o śmierci matki dzisiaj rano, kiedy przyjechał do domu po tygodniu pracy. Z sąsiadami żyje tak sobie. A jednak przekazali wiadomość otrzymaną wczoraj, telefonicznie. Najął się w Irlandii do murarki. Odpocząć przyjechał. A tu ani się nie wykąpał, ani nic. Od razu wiadomość.

 

O 11.00 wystawienie zwłok w kaplicy przedpogrzebowej przy szpitalu. Zakład pogrzebowy uwinął się raz dwa. W czwartek śmierć, w sobotę pogrzeb, nie ma co czekać, aż się trup zacznie rozkładać, potem trzeba by twarz białą chusteczką przykrywać. Najgorzej z zawiadomieniem rodziny, bo rozrzucona po całej Polsce, nie do każdego ma się telefon, niektórych od lat się nie widziało, niektórych zna się tylko ze słyszenia. O I. wiadomo, że mieszkała gdzieś pod Łomżą. Znalazł się w szufladzie jakiś telefon do jakiegoś sąsiada. Włączyła się sekretarka. Zostawili wiadomość o pogrzebie.

 

Tylko matka utrzymywała jako taki kontakt ze wszystkimi.

 

W szpitalu – akcja protestacyjna. Transparenty i ogłoszenia strajkowe są z nudów czytane przez wszystkich oczekujących w holu. Chorzy w szlafrokach palą papierosy. Można skorzystać z ubikacji, bo potem, jak zacznie się ceremonia już nie będzie kiedy. Ubrani w zwyczajowo raczej czarne lub przynajmniej ciemne stroje przyjezdni błądzą po szpitalu, szukając toalet. Przy okazji jeszcze drożdżówkę, kanapkę, bo, jak się zacznie pogrzeb, nikt nie będzie jadł.

 

Csza, nieboszczka pośrodku. Kiczowate, elektryczne świece - po jednej i po drugiej stronie otwartej trumny. A z trumny wyłażą białe jęzory falbanów. Naprzeciw trumny – długa, heblowana ławka. Maleńka babcia otulona chustą siedzi naprzeciw trumny. Niezależnie od okazji – zawsze trzy pocałunki – dwa w policzki, jeden delikatny w usta – z każdym, kto wchodzi, kto z rodziny. Najstarsza córka poprawia wieniec ze sztucznych kwiatów z dużym napisem – „od zięcia, córki i wnuków”.

Przyjechał starszy syn z daleka, z żoną – obydwoje od dawna renciści – krążenie, serce, te sprawy. Na stacji benzynowej jeszcze wypili kawę z automatu i zjedli po ciastku. Szepty ciche:

-         Męczyła się?

-         Nie, na szczęście umarła nieświadoma, nieprzytomna.

- Od nagłej i niespodziewanej śmierci chroń nas Panie Boże! - mruczy maleńka babcia, patrząc na nas z nagłą pobłażliwością.

- Jutro obiad - szepcze ciotka. - Mama wszystko przygotowała na niedzielę. Nawet zabaweczki dla dzieci kupiła.

klemens-1 : :
wrz 13 2007 Portugalia
Komentarze: 1

Wsiadłem w samochód. Wjechałem w ulicę, która wypadała na dziś, w kolejności. Pies zadowolony. On też lubi nowe miejsca.

Liczę do 209. Potem druga ulica w prawo i szukamy miejsca do parkowania. Jak zwykle, wypadło miejsce, w którym nigdy jeszcze nie byłem.

Przed jednym z bloków spotkaliśmy starszego faceta. Typ starego macho, który chętnie jeszcze by kimś podyrygował, ale z braku laku wyżywa się w krzyżówkach. Za nim drepcze karlica, choć na pierwszy rzut oka płeć nie jest wiadoma. Ich rozmowa trwa już od jakiegoś czasu.

STARY MACHO: No, ale patrz, jaka ta Portugalia potęga!

KARLICA: A myśmy ich siup! Myśmy ich wykopali!

STARY MACHO: Patrz, jaka ta Portugalia potęga! Wielka potęga!

KARLICA: A nam nie dali rady! Połamańce!

STARY MACHO: Widzisz.

KARLICA: A Żurawski, Żurawski jak się panu podobał? Bo mi się podobał bardzo. Ja, jak on kopie piłkę, bardzo się przejmuję każdym kopnięciem.

STARY MACHO (zmienia temat, wskazując na mojego psa): Patrz, jaki fajny! Jaką ma mordkę sympatyczną!

Mój pies sika na krzak.

KARLICA: A Krzynówek? Krzynówek? Co pan myśli? Jak ja widziałam, jak on biega, on biega tak naprawdę ten Krzynówek. Co pan myśli?

STARY MACHO (ostro): A daj ty mi już spokój, kurwa mać! (trzaska drzwiami, wchodząc do bloku)

KARLICA chodzi bezradnie, rozglądając się za kimś, komu mogłaby opowiedzieć o tym, o czym wydaje jej się, że on chciałby słuchać.

klemens-1 : :